Późne lato to czas nasion. Zieleń rozsiewa małe zalążki życia, z myślą o przyszłej wiośnie. Jedno nasionko nie wsłuchało się w ten pierwotny rytm, kiełkować zaczęło natychmiast. Nasionko włośnicy, pospolitej trawy, zawładnęło moim instynktem poszukiwacza roślin. Myśli o daniach z „dzikiego proso” opanowały moją wyobraźnię.
Ciepłe popołudnie, podziwiam nasiona koniczyny na miejskim klombie – idealne na kiełki. Nagle mój wzrok skupia się na pierwszym planie i zaczynam rozróżniać kształty traw. Źdźbła i kłosy przestają być anonimowe: to włośnica.
Roślina raz rozpoznana, zaczyna pojawiać się co krok. Przełamała wrodzoną wstydliwość i po wymianie kurtuazyjnego „dzień dobry, mam na imię Włośnica” ma więcej śmiałości, i wita mnie codziennie wesołym „hello”.
Po kilku dniach już wiem, czym różni się włośnica sina od zielonej.
Włośnica zielona to pospolita trawa, a wcześniej jej nie dostrzegałam. Oto zdjęcia.
Przepis na ciasteczka z trawy – z nasion włośnicy sinej i zielonej. Genialne w smaku, po prostu zasługują na medal.
Składniki główne prosto z letniej łąki.
- 100 ml nasion włośnicy zielonej i sinej
- 50 ml nasion babki lancetowatej i zwyczajnej
- 50 ml nasion szczawiu
- łyżka nasion lnu
- mąka
- otręby
- przyprawy: nasiona kopru, kolendry, selera, chili, pieprz
- ziarna: mak, słonecznik
- 20 ml oleju
Ugotuj nasiona włośnicy, szczawiu i babki (czas gotowania około 20 minut). Użyj około 350 ml wody na 200 ml świeżych nasion, zależy nam na uzyskaniu gęstej konsystencji. Do ugotowanej masy dodaj siemię lniane, kilka łyżek otrębów i mąki, przyprawy i olej. Wymieszaj i ostudź.
Uzyskana masa nie przypomina klasycznego ciasta. Jest lepka i luźna. Ciężko ją rozwałkować na cienkie placki, bo lepi się do wałka. Oto skuteczna metoda na uformowanie ciasteczek:
Małe porcje masy (kulki jak piłeczka ping – pongowa), umieść na stolnicy oprószonej mąką i otrębami. Uklep dłonią cienki placek. Musi być naprawdę cienki. Posyp po wierzchu słonecznikiem, makiem lub chili. Upiecz w piekarniku lub na patelni, aż staną się chrupkie.
Ciasteczka z trawy to taka miniaturowa odmiana chrupkiego chlebka, opisanego w TYM poście.
Wielka torba kłosów włośnicy zielonej już się suszy. Ciasteczka z trawy wchodzą na stałe do mojego menu 🙂
Ten post ma 7 komentarzy
Uważała bym z polecaniem kolendry w przepisie bo większość (zdecydowana) osób jakie znam kolendry nie cierpi, więc podejrzewam, że to przypadłość populacji :P. Fajna notka. Ja nigdy nie umiałam traw rozpoznawać, jedynie jakoś mi szło rozróżnienie trawy od turzycy, ale że botanika mnie nie interesuje to już mi wyleciało z głowy…
No tak, propozycja przypraw jest pod mój gust – można zmodyfikować, a nawet posolić.
Mam pytanie, w jaki sposób zbieramy nasiona? 😉
Nożyczkami ścinałam całe kłosy, przesuwałam później dłonią „pod włos” kłosa i nasiona osypywały się do garnka. Jeśli jednak zostawimy kłosy na kilka dni w suchym, to nasiona się same osypią. Włośnica sina tak się właśnie osypała na stół, ona szybciej u mnie dojrzewa. Zbiory włośnicy zielonej suszę w papierowej torbie. Później wyjmę ziele, a nasiona zostaną w torbie – tak jak to się robi z nasionami pokrzywy.
Dziękuję za szybką odpowiedź. W takin razie jutro wyruszam na poszukiwania! 😉
Inez, czy Ty młóciłaś nasiona włośnicy przed gotowaniem, czy tylko łuskałaś z kłosów?
Tylko łuskałam Gosiu, rozgotowały się ładnie.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.