Mój zielarski ideał: wyjść z domu z koszykiem, o dowolnej porze, dostrzec tysiące skarbów, zgromadzić co potrzebne i wykorzystać od razu. Takie zielarstwo wędrowne, bez zakładania kolekcji ziół. Tak, jak to zrobiłyśmy wczoraj, podczas pierwszych warsztatów w Chatce Czarów.
Idziemy przed siebie, otulone zielenią, która „najpiękniejszy odcień ma o te porze roku” – tak mówi Mała Mi. Zbieramy pączki, bo leśna „cukiernia” jest teraz doskonale zaopatrzona:
- pączki klonu, bardzo słodkie – nic dziwnego, klon jawor to bogate źródło cukrów. Z „soku klonowego” powstaje przecież syrop klonowy. Te same cukry obecne są w pączkach, tych liściowych i kwiatowych. Pączki mają działanie ogólnie wzmacniające i lekko rozwalniające, zwiększają produkcję insuliny i wchłanianie glukozy do komórek (profilaktyka cukrzycy)
- listki leszczyny – ciągle malutkie, w fazie wzrostu – cały czas klasyfikowane jako „pączki” przez wzgląd na obecność tkanki merystematycznej i enzymów wzrostu. Zawierają sporo witaminy C (ponad 100mg w 100gr surowca). Dla lepszej odporności i ochrony wątroby.
- pączki kasztanowca – lepkie, pękate, nie próbujcie na surowo, bo okropnie niesmaczne. Zawierają escynę – dla szczelnych naczyń krwionośnych i lepszej odporności.
- pączki lipy – pyszne, zawierają sporo śluzów i mają posmak kisielu – to porcja flawonoidów, substancji odmładzających, uspokajających i obniżających ciśnienie krwi.
- pączki gruszy – bogate źródło arbutyny, odkażające drogi moczowe (jak żurawina) i do zastosowań kosmetycznych przy przebarwieniach skóry.
Do sakiewek trafiają jeszcze pączki jarzębiny, kilka owoców wiązu – jeszcze takie malutkie, mniejsze od 1 grosza. Pączki lilaka, kwiatowe i liściowe, pączki czeremchy – Dorota wytropiła nawet pączki kwiatowe, super sprawa w ziołowym gabinecie kosmetycznym: rozjaśniają cerę, rewitalizują, ujędrniają. Pączki jabłoni na koniec, deserowy smakołyk.
Do różowego koszyka zbieramy zioła dla urody, na glicerynowy ekstrakt do szamponu i kremów. Koszyk prędko robi się ciężki, mamy prawie 30 roślin o potencjale upiększającym:
- podbiał
- bluszcz
- podagrycznik
- przytulia
- czeremcha
- przetacznik bluszczykowy
- ziarnopłon
- ostrożeń warzywny
- dąbrówka rozłogowa
- pokrzywa
- wrotycz
- szyszki i pączki olchy
- kwiaty forsycji
- gwiazdnica
- jasnota gajowiec
- tojeść rozesłana
itd….
Jest jeszcze „sakiewka jadalna” i zbieramy do niej rośliny na sałatkę oraz do placków. Rozdzielamy w Chatce i to dobry moment na przyjrzenie się ponowne kształtom liści, testowanie zapachu. Na sałatkową tacę wędrują m.in. szczypiorek leśny, czosnaczek, podagrycznik, kwiaty klonu, pąki lipy, fiołki, liście mniszka. Do placków mamy jasnotę purpurową, czosnek niedźwiedzi. Mamy też młode liście barszczu i dzięgla -porównujemy kształt liści tych roślin, teraz już nie ma wątpliwości jak odróżnić oba gatunki.
W doniczkach żyworódka od Doroty <3, w różowym pudle karafka kapitańska od Joli, na półce nalewka z aronii od Nadiji, a bratki od Małej Mi.
Smakołyki powędrowały do Magicznej Kuchni, a my siadłyśmy przy stole by przyrządzić Alchemiczne Mikstury – zabawa przednia, zieleń wyzwala radość i kreatywność. Wykonałyśmy dwa galeny (złożone preparaty ziołowe):
- wino enzymatyczne dla wzmocnienia odporności
- glicerynowy ekstrakt do szamponu i kremów
Alchemia pochłonęła nas na kolejne dwie godziny i czas przeznaczony na warsztaty minął niepostrzeżenie, zanim wykonałyśmy połowę planowanych produktów. O 15 przerwa na ucztę – brak fotografii, bo byłyśmy tak zaabsorbowane degustacją, że nie pomyślałyśmy o dokumentacji fotograficznej. Magiczny Kucharz serwował:
- rosół z makaronem
- placuszki z wiosennymi roślinami
- fasolkę w sosie ziołowym
- sałatkę z roślin z łąki
- danie mięsne
- dziki ryż
Flicka – piesek Kasi, również dostała swoją porcję.
Na deser były świetne łakocie z czerwonej fasoli od Kasi, autorki bloga Podróże z psem, kulki z orzechów nerkowca wykonane przez Małą Mi, mocno…tuczące ciasto Dorotki. Do picia piwo domowe z sokiem z tysiąca jabłek, duet znany z mojego bloga.
Po takiej uczcie najchętniej relaksowałybyśmy się w hamakach, jednak las iglasty wzywał nas mocno, chwyciłyśmy więc wielki nóż i poszłyśmy pozyskiwać żywicę na maść choinkową. Temat najbardziej zainteresował Nadiję – czuła się świetnie mieszając w garnku składniki maści. Uwaga – tym razem maść choinkowa została wzbogacona pączkami topoli. Nadija trochę się wystraszyła, że maść choinkowa przywraca pamięć. Na szczęście Mała Mi sprostowała, że „Maść choinkowa wtarta w czoło rozum utracony przywraca”, rozum, nie pamięć, to duża różnica. O tej świetnej maści możecie sobie poczytać w poście Maść Choinkowa.
Maść choinkowo-topolowa
- 100gr żywicy świerkowej i sosnowej, z kawałkami kory
- 100gr pączków topoli
- 500gr tłuszczu kokosowego
Umieść składniki w garnku i podgrzewaj na wolnym ogniu, aż żywica się rozpuści, maść zacznie intensywnie pachnieć i zrobi się żółta. Przecedź przez sitko i gotowe.
Połączenie żywicy świerkowej, sosnowej z pączkami topoli to bardzo dobry pomysł – pączki topoli zawierają dużą ilość żywicy, pachną podobnie do pszczelego kitu (żywica topolowa to jeden ze składników kitu) Taka maść ma wielki potencjał bakterio i grzybobójczy, wsmarowana w bolące stawy uśmierza ból, zastosowana na ranki przyspiesza gojenie. Pomaga też przy chorobach dróg oddechowych – należy posmarować plecy i klatkę piersiową.
Pączki topoli to nie tylko żywica, to również związki salicylowe, czyli roślinna aspiryna. Frakcje te rozpuszczają się w alkoholu, wcześniej opisywałam nalewkę topolową TUTAJ. Warto połączyć substancje rozpuszczalne w alkoholu i tłuszczach w jednym produkcie, dlatego wykonałyśmy również krem topolowy.
Krem topolowy:
- 100 gr maści choinkowo-topolowej
- 100 gr masła shea
- 20 gr nalewki to polowej na spirytusie 1:5
- 20 gr gliceryny roślinnej
Pokrój masło shea na małe kawałki i umieść w naczyniu. Maść choinkowo-topolową podgrzej, do płynnej konsystencji. Wlej maść do naczynia z masłem shea i zmiksuj (końcówką z nożem). Po chwili uzyskasz jednorodną, puszystą masę. Dolej nalewkę i glicerynę, miksuj do połączenia składników. Gotowe.
Na koniec dodałyśmy do maści po 5 ml. olejku eterycznego cedrowego i sosnowego, dla wzmocnienia działania przeciwzapalnego. Powstał rewelacyjny krem, do zastosowań na bolące stawy i mięśnie, przy kontuzjach, zakwasach a także do leczenia zmian trądzikowych.
W programie spotkania była też nauka wytwarzania aromatycznych świec z wosku pszczelego – za jednogłośną prośbą uczestniczek przeniesione na następny raz:
-Świeczki możemy przecież zrobić na warsztatach mydlanych. -zaproponowała Nadija
-Na mydlanych będziemy robić mydła i pastę do zębów, mogą być też świeczki – odpowiedziała Inez
I tak zaplanowano kolejne warsztaty. Bo zielona pasja jest nieokiełznana. Im więcej wiesz, tym więcej chcesz się dowiedzieć. Im więcej widzisz, tym większą masz radość z patrzenia.
Kolejne warsztaty w mojej Chatce Czarów 02 maja, temat przewodni ziołowe mydła i kosmetyki jadalne. Chatka Czarów znajduje się na skraju Puszczy Goleniowskiej. Więcej informacji inezrogozinska@gmail.com
Połącz
Ten post ma 8 komentarzy
Mała Mi musi narobić dużo maści choinkowej i skrupulatnie używać i nadużywać … tyle do nadrobienia…
Warsztaty bardzo udane, szczęśliwa jestem że mogłam uczestniczyć, marzę o kolejnych 🙂 Dziękuję raz jeszcze i pozdrawiam słonecznie!
takie warsztaty i domek w lesie to moje marzenie! Inez, Twoja chatka i to co robisz ciągle mnie inspiruje i daje moc w chwilach zwątpienia – jak tylko popatrzę na te zdjęcia, to od razu wierzę w marzenia! Dzięki, że prowadzisz tego bloga i dzielisz się 🙂
Bardzo proszę, a mnie cieszy, że mnie odwiedzacie często <3
Polecam wszystkim takie warsztaty,budza się w człowieku pierwotne instynkty, jedzenie jest w zasiegu reki ….
Ktos kiedys zabrał nam taką mozliwosc wsadzając nas w blokowiska wielkich miast.
Wolnosc daje nam tylko przyroda,z która nalezy zyc w przyjazni i pokorze.bogactwo lasu jest niezmierne 🙂
Dziekuje Inez 🙂
O, Jolu, pierwotne instynkty 🙂 To super relaks, a ile miałam frajdy obserwując Was kochane!
Z mojego pączkowego słoiczka wina wypączkowało nagle 5 litrów. Jest z czeremchy, jest z brzozy i z lilaka. W planach jeszcze z pączków owocowych. Dziękuję Ci bardzo, za te warsztaty, bo zbieram się chyba od miesiąca, żeby zrobić coś produktywnego z zielskiem, ale ciągle brak mi było motywacji i wiecznie mnie coś rozpraszało. W końcu się zebrałam w sobie, czego efektem jest morze wina i miliony kwiatów forsycji, suszące się na każdej możliwej płaskiej powierzchni w domu. Jutro zaatakuję pokrzywę.
Szef niedługo wyrzuci mnie z pracy za obgryzanie wszystkich możliwych roślin. Zjadłam mu dziś przedostatnią stokrotkę.
A, to dobrze Charlie droga. Mam to samo. W powarsztatowy poniedziałek zrobiłam 7,5 wina pączkowego, w tym z gruszy. Mam nadzieję, że sobota będzie pod znakiem wina z pączków jesionu. Dalej puk, puk…octy pączkowe.
Stokrotki chyba odrosną ;)))
Wspaniale! Ach marza mi sie te warsztaty?
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.