Warsztaty Dzika kuchnia Łukasza Łuczaja.

Wrzesień to taka druga wiosna.

Kwitną kaczeńce i mniszek lekarski. Podagrycznik i barszcz mają całkiem nowe liście, delikatne i soczyste, jak wiosną. Pokrzywa też prawie jak w maju. A tuż obok skarby, o których wiosną można tylko śnić: owoce, nasiona, grzyby. Czas idealny dla Poszukiwaczy Roślin, którzy żywią się dziką zielenią. Prawdziwa idylla. Idealny czas na udział w warsztatach Dzika kuchnia Łukasza Łuczaja.

13 września 2014, Pietrusza Wola.

Telefony, tablety, laptopy – wszystkie cyfrowe atrakcje świata tracą tu atrakcyjność, zagubione między doliną a górami, między ziemią a niebem. Jedyna sprawnie działająca sieć, to leśna grzybnia. Dobre miejsce, by rozkoszować się widokiem, dotykiem i smakiem zielonego świata. Tu do rozmów nie trzeba namawiać, do ciekawości zachęcać, do aktywności zmuszać. Portfel i kluczyki – podstawowy ekwipunek „nowoczesnego człowiek” tracą swoje znaczenie. Kalosze, szpadel i wiklinowy kosz – to lista niezbędnych rzeczy. Moje ulubione realia.

820 km – taka jest odległość z mojego leśnego królestwa, do kolorowej chaty, przy której odbywają się warsztaty. Podejmuję trud wyprawy na zaproszenie Łukasza, kierowana ciekawością: kim są uczestnicy warsztatów? co ich zmotywowało do przyjazdu? czego się tam chcą nauczyć?

Na warsztatach Dzika kuchnia obecność kucharzy to już tradycja. Ewa – właścicielka pensjonatu na Mazurach, razem z synem Antkiem, kilkunastoletnim wielbicielem smacznej kuchni. Agnieszka ze stadniny, razem z Dorotą – iskierką kulinarną. Aneta – szefowa kuchni w lubelskim Grand hotelu. Wcale mnie to nie dziwi. Na zachodzie kawior się już dawno przejadł, renomą się cieszą dania z roślin niedostępnych w sklepach. Okraszone wiedzą tajemną specjalistów od „pozyskiwania dzikich roślin jadalnych”, dają poczucie przygody. To przyszłość gastronomii, warto więc  w tę wiedzę inwestować.

Dzieci – tak, to dla nich miejsce idealne. Tu w końcu można się prawdziwie zabawić i nauczyć konkretnych rzeczy. Antek i Antoś dzielnie wykonywali wszelkie polecenia, zbierali pożywienie, przygotowywali posiłki. Hm, zarysował się nawet mini romans z pieczoną kanią i całusami w tle…cóż, Daisy, córeczka Łukasza,  jest taka urocza.

Jola dowiedziała się o warsztatach z czasopisma Wróżka, przyjechała po wiedzę o kreatywnym wykorzystaniu chwastów ze swojego ogrodu w Konstancinie. Beata i Andżelika – czułe na piękno przyrody, artystyczne dusze z aparatami fotograficznymi. Romana ciekawią techniki żywienia i styl życia człowieka w neolicie. Bardzo dobrze wczuł się w rolę – idealnie wyławiał orzechy wodne ze stawu . Michał młodszy szuka bio inspiracji przed rozpoczęciem studiów biologicznych. Chce zostać lekarzem – jest szansa, że w swojej praktyce korzystać będzie z potencjału natury.  Michał starszy to specjalista od grzybów. Lubi czuć, że w jego organizmie krążą aminokwasy, które niegdyś były dziką przyrodą. Że jego ciało zbudowane jest z cząstek tych samych, co las. Jego ulubione rośliny to takie, którymi można się porządnie najeść, najlepiej z dużą zawartością białka. Opowiedziałam mu o sosnersach (kwiatostanach sosny bogatych w pyłek kwiatowy- aminokwasy) i nasionach babki, które można podjadać na wycieczce, zamiast chleba. Nieustraszony Mirek ciekawy jest całego świata i tę ciekawość pięknie przekazał synowi, Antosiowi.

Wstępne przygotowanie do warsztatów? wszyscy takie przeszli. To kurs ciekawości i zadawania pytań. A każde pytanie ty było na miejscu: jak rozpoznać żywokost, czy kokorycz to to samo co kokoryczka, jak odróżnić kruszynę od czeremchy. Na warsztaty mogą przyjechać nawet osoby całkiem zielone w zielonych sprawach. Jedyne, co niezbędne, to oczy szeroko otwarte na wspaniałości świata. No i ręka chociaż jedna, do zbierania pożywienia.

Rwaliśmy : pokrzywę, żywokost, jasnotę białą, podagrycznik, kotewkę, różne grzyby, kłącza kokoryczki, czyśćca, korzeń pasternaku, nasiona barszczu …ufff, wiele innych smakołyków. Przepisy i opisy bez trudu znajdziecie w książce Łukasza Dzika kuchnia, kto jeszcze nie ma – pisać do Mikołaja, prezent jak malowany. Nie znajdziecie w tej książce przepisów na super przekąski, które to ja zaserwowałam przed obiadem. A były to :

  • ciasteczka z nasion trawy (są to ciasteczka z nasion włośnicy zielonej i sinej , babki i szczawiu kobylaka – opisane TUTAJ)
  • chałwa z dzikiego sezamu czyli nasion niecierpka – przepis TUTAJ
  • keczup z dzikich jabłek – przepis jest w TYM poście
  • powidełka z kaliny koralowej – przepis TUTAJ
  • wyka siewna w potrawce a la Ola domowa
  • ocet z czeremchy – z postu owoce czeremchy
  • herbatka Iwan z fermentowanej wierzbówki kiprzycy – wielki przysmak, odkrycie sierpniowe. (Przepis)
  • szampan z kwiatów dzikiego bzu, nazwany przez Donkę „bzianka” – świetna nazwa ) Donka to gospodyni warsztatów, kobieca ręka w zielonym zamieszaniu. Przepis na bziankę vel szampana bzowego jest na blogu.
  • czekośliwka  z topinamburem
  • A także
  • czekovado od Kasi z Zamień mydło na powidło (to jest czekolada z avocado)
  • jadalne bransoletki od Małgosi z Zamień mydło na powidło

Pomysł Łukasza, bym zaprezentowała moje potrawy przed obiadem był genialny. Zdecydowanie wzbudziłam sensację. Czyżby po 3 godzinnej wycieczce ktoś był głodny? dziwne, mijaliśmy przecież tyle jadalnych roślin 😉 Najsmaczniejszy był dereń. Łukasz ma taką odmianę, z której dojrzałe owoce nie spadają od razu na ziemię, można więc podjadać prosto z krzewu (zdecydowanie wygodniej, niż z ziemi).

Zapraszam na filmowe wspomnienia. A TUTAJ jest link do strony Łukasza, można się zgłaszać na kolejną edycję warsztatów.

 

Ten post ma 6 komentarzy

  1. Płaszczka

    Z kwiatów mniszka można zrobić pseudomiód :).

  2. Artur

    Marzę, aby kiedyś uczestniczyć w warsztatach Łukasza Łuczaja. Może kiedyś się spełni? 😉

  3. Athoualia

    Od ładnych kilku lat mi mam w planach pojechać na te warsztaty. Jest tylko jedna kwestia. Kwestia dojazdu :<

    1. Inez Herbiness

      Już dalej ode mnie mieć nie możesz 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.