Dwa tygodnie temu w mojej okolicy była piękna, wiosenna pogoda. Od 10 dni krajobraz na nowo przysypany śniegiem.
Siarczyste mrozy sprawił, że moje siły witalne zostały mocno nadwyrężone. Ucieszyłam się, gdy w sobotnie popołudnie temperatura wzrosła, termometr wskazywał zaledwie -1 st. C i świeciło piękne słońce. Wybrałam się po surowce na posiłek prosto z natury, na zielony koktajl. Optymistycznie zabrałam ze sobą pojemnik od blendera, ten większy. Komponowałam w myślach pyszny miks kurdybanka, gwiazdnicy i kilku innych smakołyków połączonych z kefirem.
Moją pierwszą zdobyczą były pączki jabłonki – grube i dorodne, szybko zebrałam 25 sztuk. Kilka zjadłam na miejscu, bo bardzo je lubię.
Tuż obok, na słonecznej polanie, dziki bez odmiany „optymista” zdążył wypuścić małe listki. Część z nich zmarzła, kilka trafiło do mojego pojemnika.
Jeszcze kawałek dalej rozłożysty buk częstował pączkami, nie odmówiłam. Zabrałam tylko kilka – ręce bez rękawiczek szybko marzły. Namawiam do zbierania bukowych pączków nawet początkujących zielarzy. Buk jest ciągle obsypany zeszłorocznymi, pomarańczowymi liśćmi. Nie sposób go nie rozpoznać. Działanie pączków bukowych według Gemmoterapii doktora Różańskiego:
Działanie: antyseptyczne, odkażające, przeciwkaszlowe, ściągające, przeciwzapalne, przeciwbiegunkowe, przeciwłojotokowe, pobudzające wydzielanie soków trawiennych, przeciwalergiczne, poprawiające samopoczucie, uspokajające, przeciwbólowe, przeciwreumatyczne, odtruwające.
Poszukiwania roślin na ziemi poszły mi marnie – tak, jakby wszystkie wiosenne cuda, które widziałam dwa tygodnie temu, schowały się z powrotem w glebie, nakryły kołderką aż po czubek głowy. Wytropiłam odrobię gwiazdnicy. Listki ziarnopłonu były tak malutkie, że zrywać musiałabym pęsetą. Niech sobie podrosną.
Trochę zmarzłam podczas moich poszukiwań. By zapobiec przeziębieniu zjadłam sobie kilka pączków sosny. Są teraz niesamowicie naładowane żywicą i witaminami, pachną intensywnie. To dobry czas na pozyskiwanie surowca na olejek sosnowy.
W drodze do domu znalazłam jeszcze kilka pokrzyw – chyba wychyliły się na powierzchnię, by sprawdzić, kto to taki szuka ziółek w taki mróz! Zebrałam za mało surowca, nie będzie dzisiaj zielonego koktajlu. Będzie za to pyszna herbatka.
Smak herbatki zadziwił mnie – zdominowany przez pokrzywę, a jednocześnie delikatnie słodki. Bardzo miła ziołowa herbatka dnia i jaka ładna. Polecam.
…
Ciekawa jestem, czy w Waszych stronach pogoda bardziej dla zielarza łaskawa.
Ten post ma 6 komentarzy
Ech, do bani z tą pogodą (południe kraju), jak tu ma cokolwiek rosnąć jak w nocy mrozy do -10… a szkoda, bo czaję się na wąkrotkę.
Chyba wywołałaś tamtego dnia któreś z praw Murphy’ego – wzięłaś pojemnik, więc do niego nie uzbierałaś – gdybyś go nie miała, okazałoby się, że są istne tony ziół do zebrania 😉
To dzisiaj! Pewnie masz rację, następnym razem idę bez pojemnika.
Ach to było wczoraj? Ta wąkrotka naprawdę jest mi potrzebna, może zacznę czytać ze zrozumieniem.
A propos pączków – czy należy/można je rozgniatać? Czy spokojnie wszystko co ważne przejdzie do naparu z całego pączka? Pytam, bo one często są pokryte woskami i innymi średnio przepuszczalnymi substancjami.
Powodzenia na łowach dzisiaj 🙂
Można rozgniatać, rozdrabniać, mielić maszynką do mięsa. Wąkrotkę mam z Magicznego Ogrodu, aktualnie stosuję na buzię razem z salicylem, cera ładnie wygląda. Chcesz trochę?
Dzięki bardzo, ale mam złe doświadczenia z przesyłanymi roślinkami/nasionami (nic mi nigdy jeszcze nie przeżyło/nie wyrosło), więc chyba poczekam, aż znajdę wąkrotkę gdzieś pod krzaczkiem. Sam ekstrakt mam (glikolowy, blee), zależy mi na zielu do wcinania.
A właśnie – jak tam efekty stosowania wody arkebuzowej, m.in. z wąkrotką, na głowę? Pamiętam, że pisałaś o tym gdzieś na LU 🙂
Włosy w dobrym stanie, bardzo gęste, skóra głowy rewelacyjnie. Niestety, nie osiągnęłam zamierzonego rezultatu przyspieszenia tempa wzrostu.