Na szczycie Zlotowej Góry od wieków stoi dwór modrzewiowy. Z okien dworu widok przepiękny, bezkresna panorama: dolina Raby, zieleń, obłoki. Pejzaż idealny. Artysta chcąc uchwycić go rankiem 21 czerwca 2014 roku, na planie pierwszym umieściłby obozowisko zielarzy, na skoszonej łące, przed dworem: zielony namiot z rozpostartymi skrzydłami, pod namiotem stoły. Na dużym stole chleby, wielkie, jak koła samochodowe i wiejski twaróg, jak rakieta do tenisa. Talerzyki jeszcze puste, kubeczki bez zawartości. Obrus, sięgający trawy, ukrywa cebrzyk z innymi skarbami: schłodzonym szampanem z bzu, piwem brzozowym i sfermentowaną oskołą. Wokół krzesła, ławy, miejsce na ognisko. Zabytkowa bryczka. Namiot iglo. Kilka samochodów. Dziewczyna w szarym kapturze rozwiesza girlandy ziół na linkach, przytwierdzających namiot do łąki: przytulię pospolitą – kwitnącą na biało, przytulię właściwą z żółtymi kwiatami, wykę ptasią, koniczynę czerwoną, skrzyp, pszeńca gajowego. Chwila cierpliwości i na skraju kadru pojawia się błękitna nimfa. Wyłania się niespodziewanie z wysokich traw, po drugiej strony polnej drogi.
-Cześć, mam na imię Dorota. Czy dobrze trafiłam na zlot zielarski?
-Tak, to tutaj! Jestem Inez. Skąd przybywasz?
-Przyszłam z dołu.
-Mieszkasz na wsi dolinie?
-Nie, mieszkam w ….
-Aha, to tu niedaleko?
-Daleko, przyjechałam autobusem i przyszłam 10km na górę, piechotą.
-Jakim cudem tu trafiłaś? Nie rozwiesiliśmy jeszcze kierunkowskazów?
-Zapytałam o drogę we wsi.
Bez kierunkowskazów, kontaktu telefonicznego, konsultacji mailowych, 100% z pasji i potrzeby serca, Dorota dotarła do punktu X. Pomyślałam: komandoska. Komandoska w koronkowych kolczykach i bransoletce, własnoręcznie wykonanych w technice frywolitki. Zdolna krawcowa, co nie tnie już tkanin na suknie ślubne, a liście podbiału i gałązki lipy na tajemne mikstury. Komandoska – czarodziejka, rzuciła o poranku czar na Zlotową Górę, aby spotkanie przybiegło wspaniale, pogoda dopisała. Ona rozpoczęła tę historię, Ona napisze epilog. Kim jest ta tajemnicza dziewczyna? Koronkowa Komandoska na blogach :
- www.dorartthea.blogspot.com (blog artystyczny)
- www.dzikiekwiatki.blogspot.com (blog zielarski)
P.S. Zaprosiłam Koronkową Komandoskę do jury kanapkowego. Dziękuję. Bez pomocy jury nie umiałabym wyłonić zwycięzców.
Ten post ma 6 komentarzy
Czekam niecierpliwie na dalsze zielone opowieści. Ta już jest czarodziejska.
Dziewczyna w szarym kapturze ma twarz zamyśloną, wzrokiem omiata w roztargnieniu pokryte jeszcze rosą listki, jakby jej myśli unosiły się tysiące metrów nad tym niezwykłym miejscem. Ręce jednak z wirtuozerią splatają łodygi ziół, ustawiają na stołach smakowite skarby. W całej postawie tej pięknej dziewczyny widać zaangażowanie i miłość – do ludzi, do przyrody, do świata…
🙂 Inez – powinnaś pisać książki! Fantastyka z poetyckim wydźwiękiem 😉
Faktem jest też, że po drodze się zgubiłam, ale… koniec języka za przewodnika, na szczęście zlot był w (ehem, jedynym póki co) kraju, w którym jestem w stanie się dogadać z ludźmi.
Poważnie to było 10km? Czy już liczyłaś z moim gubieniem się? 😉
Do sprostowań tej magicznej opowieści dodać muszę, że ja żadnych czarów stanowczo nie rzucam. Pogoda była wyproszona, nie wyczarowana. Udało się cudnie i bardzo dziękuję wszystkim za zorganizowanie zlotu – dawno się tak wspaniale nie bawiłam, włącznie ze spaniem na werandzie 😉
Ps.Czy powinnam zmienić sobie nazwę na forum zielarskim? 😉
A nad głowami uczestników jak świetliki latały myśli bakterii, która choć ciałem daleko, myślami i sercem była z Wami cały czas 🙂
Pomimo drogowskazów i ja w w pewnym momencie jechałam na czuja…i ten mnie doprowadził…:))
Witaj Inez! Własnie ogladam sobie filmik na którym kroisz mydło i tak sobie myslę ile się napracowałaś ,a ja dostałam piekny krążek na zlocie i codziennie się nim myję…bardzo dziękuję! Nie sądzicie że Inez ma coś z Ewy?z filmu „Szaleństwa Panny Ewy”-ten sam sposób mowienia i gestykulacji…Pozdrawiam!
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.